Kolejny dzień mocnych wydarzeń dobiega ku końcowi, jesteśmy obecnie w Dęblinie. Dzisiaj oddawaliśmy mieszkanie w Lublinie, ostatnie porządki i … nieoczekiwane usterki. Okazało się, że nowy piecyk gazowy po rzekomej niedawnej kontroli wypuszcza do kuchni potoki gazu… Na szczęście poratował nas pan kontroler administracyjny. Użył swojego magicznego urządzenia i odkrył niedokręcony zawór. Mniejszym aczkolwiek też ciekawym wydarzeniem był złamany zawór w spłuczce i niemożność kupienia jednego elementu. Dla małego zaworu trzeba kupić całą spłuczkę, nie ma to jak generowanie wydatków.
Po wczorajszym spotkaniu z panią notariusz pomyśleliśmy, że sprawa ziemi jest do ogarnięcia, szybkiego rozwiązania, nabycia i będziemy mogli rozpocząć nasza upragnioną budowę domu. Dzisiaj rano pełni entuzjazmu zaczęliśmy dzwonić do gminy i spadkobierczyni, żeby ustalić kilka ważnych faktów… wygląda to dość skomplikowanie, w związku z tym pojawiło się pytanie co teraz, czy nauczyliśmy się tyle ile mieliśmy z tej sytuacji i mamy się otworzyć na nowe znaki ze świata. Wydaje się, że dalsze angażowanie pochłonie dużo naszej energii.
Podzwoniliśmy po znajomych by zaczerpnąć świeżych oglądów sytuacji. Wszyscy byli zgodni, nie warto. Gdzie jest nasza ziemia na której będziemy mogli realizować naszą wizję, rozwinąć skrzydła, żyć w zgodzie z naturą i sercem, działać, tworzyć, uprawiać rośliny. Póki co nie mamy dostępu do tych informacji, które przecież już są w planie, tylko musimy zaczerpnąć z tego źródła, a może odważnie w nie wejść i się zanurzyć. Zaufać Wyższemu prowadzeniu i wyglądać kolejnych znaków.
Wracamy i skupiamy się na fundacji ten cel chcemy jak najszybciej zrealizować i ruszyć z naszą energią w świecie. Dzielić się tym co mamy i co możemy dać, współpracować, tworzyć, to jest teraz numer jeden. Może taki rytm jest najodpowiedniejszy i trzeba zaufać wyższej Mocy, która przecież wie najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz